czwartek, 26 września 2013

Lottie...

Tańcząc, tonęłam z muzyce...
Nie obchodziło mnie co się dzieje wokół.
Liczyło się tu i teraz. Ja i muzyka.
Nagle wszystko zawirowało a świat zlał się w ciemność.
Usłyszałam tylko głuchy odgłos jakby ktoś upadał a potem już nic. Tylko urywki dźwięków tłukły się w mojej głowie.
Obudziłam się i zobaczyłam nad sobą obcych ludzi. Byli ubrani w białe, nieskazitelne fartuchy i rozmawiali między sobą. Podniosłam głowę w nadziei ,że zobaczę gdzieś w pobliżu znajomą twarz.
-Proszę się położyć. Nie może pani jeszcze wstawać.-usłyszałam tylko słowa lekarza.
-Co mi się stało??
-Po prostu zemdlała pani, organizm był zbyt wycieńczony. Pani ojciec powiedział ,że gdy pani poczuje się na siłach może wrócić do domu.-powiedział służbowym tonem. Ale w jego oczach wyczytałam współczucie.
Było mu mnie żal, takiej bezwartościowej dziewczynki na ,którą nikt nawet nie poczeka w szpitalu.
Czy to nie dziwne ,że tak wiele można odczytać z ludzkich oczu? Są jakby odbiciami uczuć, miłość, tęsknota, złość, to wszystko widać jak na dłoni mimo ,że staramy się to ukryć.
-Niech mi pan mówi Lottie...-powiedziałam cicho.
-Jestem John- roześmiał się pogodnie i puścił do mnie oczko. Nie chciałam budzić współczucia. Nie wiem czego chciałam. Gdy wszyscy puścili mój pokój wstałam i rozciągnęłam się. Założyłam na siebie dżinsy ,które ktoś położył na krześle obok łóżka.
-Chociaż tyle-przeleciało mi przez myśl. Nie mogłam spodziewać się więcej.  Nic ponad minimum. Nigdy. Narzuciłam na siebie ciemny T-shirt  i skórzaną kurtkę.
Zeszłam do recepcji i wypisałam się ze szpitala, swoją drogą ojciec musiał wyłożyć trochę kasy bo na pewno nikt nie wypościłby mnie samej.
Gdy wyszłam na zewnątrz poczułam przyjemną bryzę. Było już późno lecz na dworze nadal było ciepło.
Nie miałam ochoty wracać do domu. Tam czekały na mnie tylko wyrzuty i nic ponad to, żadnego ciepłego uśmiechu, czy czegoś w stylu "jak dobrze że jesteś".
Podświadomie skręciłam w stronę kafejki do ,której zwykle chodziłam. Zamówiłam gorącą czekoladę i usiadłam przy stoliku.
Patrzyłam przez okno zastanawiając się co dalej. Nie chciałam wrócić do domu, do zimnego ojca, do Lisicy, do pustego pokoju. Ale musiałam, przynajmniej na razie. W mojej głowie zakiełkowała myśl. Nie zdawałam sobie z tego sprawy ale ta myśl zmieniła tok mojego życia.
Z westchnieniem wstałam od stołu i ruszyłam do domu z nowym postanowieniem.
Gdy tylko otworzyłam drzwi dopadła mnie Lisica.
-Ty naprawdę jesteś taka głupia czy tylko udajesz?!-naskoczyła na mnie
-Ja tylko staram się być taka jak ty-odparowałam
-Jak mogłaś zapomnieć o śniadaniu! Dla nas artystów to naprawdę ważne. Przez ciebie cały występ się posypał. Kto by pomyślał, mdleć w punkcie kulminacyjnym.-Była naprawdę zła.
-Mówiłam, że mnie denerwujesz. To wszystko przez ciebie.
-Więc zrobiłaś to tylko dlatego żeby zrobić mi na złość? Postąpiłaś bardzo nieprofesjonalnie.
-Zamknij się-Ucięłam rozmowę i poszłam do mojego pokoju trzaskając wszystkim czym się da.
-Znów nie zareagował-pomyślałam wściekła-Nie zwrócił na mnie nawet uwagi.
Zawsze tak było, nie ważne co bym zrobiła jemu zawsze było obojętne. Nie reagował, nie krzyczał, nie chwalił. Nic. Zero.
Wściekła usiadłam do komputera i zaczęłam wcielać swój plan w życie.


***
Moi Drodzy mamy rozdział 3!!!
Jak Wam się podoba???
Szczerze mówiąc mógłby być lepszy według mnie. 
Chciałabym Wam powiedzieć że zmieniłam kompletnie plan opowiadania. Nie będzie ono o B.A.P znaczy nie całkiem, sam zespół pojawi się i odegra dość dużą rolę ale nie będzie to główny zespół.
Głównym zespołem będzie.... No właśnie, jak myślicie?? 
Zostawiam Wam tę zagadkę do rozwiązania. Podpowiem tylko ,że także pochodzą z Korei Południowej i jest ich 7 ^^.
Jak zwykle bardzo proszę o komentarze. Zauważyłam ,że wchodzicie i czytacie ale nie komentujecie ;< 
Ja wiem pomyślicie sobie ,że znów żebrze o komentarze ale to naprawdę jest frustrujące ,że wchodzicie a nikt nie zostawi jednego małego komentarzyka bo po co?? A niech się Toto załamie!
Bardzo bardzo proszę komentujcie, to tylko chwila a dla mnie to wielka radocha :D 


Hwaiting!!! 

Toto-chan aka. komentarzowy żul :P 

niedziela, 22 września 2013

Strych i czerwone pudełko.

Przede mną stała Lisica
Nie, nie znaczy to ,że patrzyłam na rude zwierzątko futerkowe....
Lisicą nazywałam moją macochę... to chyba mówi dużo o jej charakterze...
-Czemu tak siedzisz?!-warknęła z pretensją- Już piąta! Przestań się obijać, masz dziś ważny występ! Musisz ciężko pracować by cokolwiek osiągnąć... Ładną buzią nie zarobisz na siebie...
Dalej jej nie słuchałam, codziennie ta sama śpiewka...
Skierowałam swój wzrok ponad jej ramię
Obserwowałam białe chmury sunące po niebie niczym baranki po zielonych pastwiskach.
Przypomniała mi się moja mama, nie Lisica tylko ta prawdziwa
Ta ,która z promiennym uśmiechem na twarzy zachęcała mnie do pierwszych kroków na parkiecie baletowym
Ona kupiła mi pierwszy trykot czy malutkie baletki do dziś leżące na strychu w czerwonym pudełeczku.
Nigdy  nie zmuszała mnie do tańca.
Ja to po prostu kochałam.
Lecz teraz nie miałam już do tego serca. Robiłam to tylko dlatego ,że w chwili gdy światło skierowane było na mnie i pierwsze takty melodii rozbrzmiewały na sali przypomniałam sobie właśnie Ją, zawsze promienną nie wymagającą, kochaną, zapomnianą.
Kiedy miałam osiem lat mama miała wypadek, wylądowała w szpitalu i już z niego nie wyszła...
Po roku mój ojciec ożenił się właśnie z Lisicą... A o mamie zapomniał, jakby zupełnie wymazał ją z pamięci.
Dla mnie był to szok... ale z czasem go zrozumiałam. Ludzie po prostu nie chcą pamiętać o smutnych rzeczach...
Kiedy miałam jedenaście lat obiecałam sobie ,że nie zapomnę. Nie zapomnę o żadnej krzywdzie która mnie spotkała, o żadnej łzie spływającej po moim policzku, o żadnym ,,nie daję rady". Ale obiecałam też ,że będę pamiętać każdą szczęśliwą chwilę mojego życia, każdą życzliwą osobę i każdy bezinteresowny uśmiech...
Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk.
-CZY TY MNIE W OGÓLE SŁUCHASZ?!- Zapewne gdyby wzrok mógł zabijać już padłabym nieżywa na ziemię.
-Nie- odpowiedziałam podnosząc się z fotela- Wybacz ale teraz muszę się przygotować do ważnego występu bo ładną buzią nic nie osiągnę, więc możesz wyjść z pokoju?? Denerwuję się przez ciebie a to źle wpływa na mój taniec- Rzuciłam jej lodowate spojrzenie i weszłam do pokoju.
Specjalnie dla niej przywdziewałam maskę wrednej suki ale sama się o to prosiła. W przelocie zobaczyłam ,że aż dostała drgawek ze złości.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zatrzasnęłam za sobą drzwi łazienki. Już jako dziecko jej nienawidziłam, jędza i tyle.
Zdawać się mogło ,że scenariusz jak z bajek Disney'a. Lecz niestety nie, nie czułam się księżniczka... chociaż muszę przyznać ,że czasem mam ochotę wsiąść do karocy z dyni i odjechać tam gdzie mnie oczy poniosą... Byle dalej niż tu gdzie jestem, że też nie mam wróżki ,która potrafiłaby coś takiego załatwić.
Weszłam pod prysznic. Strumień zimnej wody oblał moje ciało zmywając stres poranka.
Gdy spłukałam wszystkie mydliny, owinęłam się ręcznikiem i sięgnęłam po czarny trykot i rajstopy.;
Związałam lekko wilgotne włosy w staranny koczek i zeszłam do piwnicy by poćwiczyć...
Tylko w tym pomieszczeniu mogłam być sobą... Nikogo nie udawałam, po prostu oddawałam się cala muzyce i płynęłam.
Godziny niepostrzeżenie mijały aż w końcu nadszedł czas na próbę generalną w Wielkiej Sali...
Ojciec zawiózł mnie pod same drzwi teatru w ,którym miał odbyć się występ.
Charakteryzacja, kostium, ostatnie poprawki i byłam gotowa do wyjścia na scenę.
Kurtyna się rozsunęła ukazując moim oczom widownię... Orkiestra zaczęła grać a ja płynęłam w takt muzyki.




***

A więc mamy 2 rozdział ^^
Jak wrażenia?? Postanowiłam przybliżyć Wam postać główniej bohaterki... Co o niej sądzicie?
Sądzę ,że rozdział jest trochę dłuższy niż pozostałe i w sumie podoba mi się 
Miło ,że nie zapomnieliście o mnie przez tą dłuuugą przerwę i nadal widzę jakiś ruch na stronce (minimalny ale jest). Pamiętajcie, jeśli przeczytaliście to skomentujcie! Dla Was to nic parę sekund a dla mnie ogromna motywacja do pracy... 

Hwaiting!! 

Toto ^^