Trzyma mnie za rękę, prowadzi mnie ścieżkami pokazując śpiewające ptaki.
Nagle poczułam się jak mała dziewczynka, która zgubiła swoją rodzinę i nie potrafi już cieszyć się życiem.
"Przestań się mazać"-nakazałam sobie i ze złością otarłam mokre policzki.
'"Zamiast ryczeć powinnam podziwiać piękno krajobrazu" pomyślałam. A było na co popatrzeć. Park Nahanni naprawdę był piękny. I nie mówię tu tylko o widokach jak z obrazka. Naprawdę dało się tu wyczuć naturalny spokój bijący zewsząd.
Pstryknęłam parę fotek i stwierdziłam ,że czas wracać ale zauważyłam że coś rusza się w krzakach. Tknięta przeczuciem podeszłam do krzaków i rozchyliłam gałęzie. Moim oczom ukazał się okropny widok. Na ziemi leżał mały piesek, cały brudny. Mogłam policzyć jego żebra taki był zabiedzony. Biedaczek spojrzał się na mnie wielkimi oczami i zapiszczał przerażony.
-Nie bój się-szepnęłam kojącym głosem, tak przynajmniej mi się wydawało. Reakcja psiaka była zupełnie inna niż oczekiwałam. Skulił się jeszcze bardziej i zaskomlił jeszcze żałośniej.
"Skoro się tak boi to czemu nie ucieka?" spytałam sama siebie. Moje spojrzenie powędrowało na jego łapki. Jedną z nich miał przekręconą w nienaturalny sposób.
"Dlatego nie ucieka" Szczeniak skomlił coraz głośniej, wyciągnęłam do niego rękę próbując go pogłaskać by się uspokoił. Ten najwidoczniej spanikował i kłapnął zębami tuż obok mojej ręki.
-No już dobrze, przestanę-powiedziałam chichocząc. Co teraz powinnam zrobić? Oczywiście nie mogę tu zostawić tego nieboraka. Szybko wyjęłam z walizki ,która towarzyszyła mi przez całą podróż, kocyk i owinęłam nim pieska. Podniosłam go do góry, maluch zaczął się rzucać i piszczeć ale starałam się go unieruchomić tak aby nie urazić jeszcze bardziej chorej łapki.
Jak najszybciej odszukałam najbliższy postój taksówek wsiadłam do środka i nakazałam kierowcy zawieźć nas do pierwszego lepszego weterynarza. Ten najwyraźniej przestraszył się mnie i miał chwilowe problemy z zapaleniem. Podróż trwała dość długi czas. Samochód zatrzymał się tuż przed wejściem zapłaciłam i wyleciałam z taksówki na łeb na szyję pędząc do budynku.
Pani z recepcji okazała się bardzo miła wskazała mi krzesełka w poczekalni i kazała poczekać aż jeden z małych pacjentów opuści gabinet.
I znów wpatrywałam się w białe ściany, wciągałam nozdrzami sterylny zapach. Ale tym razem nie byłam sama. Miałam przy sobie to małe wierzgające zawiniątko, miałam przyjaciela.
***
Yeah!
Kolejny rozdział! Wybaczcie że dopiero dzisiaj ale nie miałam czasu ;;
Mam nadzieję że Wam się spodobał.
Mam nadzieję że Wam się spodobał.
Z tego miejsca chciałabym podziękować za komentarz pod poprzednim postem. Dziewczyno nawet nie wiesz jaką mi frajdę sprawiłaś! Zaczęłam skakać po pokoju z radości!
To naprawdę motywuje do działania ^^
Teraz jestem chora, więc mam nadzieję ,że skrobnę coś jeszcze przed weekendem xD Jeśli tylko nie umrę na katar -,-
Kocham Was wiecie?
Toto-chan