wtorek, 29 października 2013

Przyjaciel zza krzaka.

Kiedy weszłam na teren parku wyobraziłam sobie że obok jest mama.
Trzyma mnie za rękę, prowadzi mnie ścieżkami pokazując śpiewające ptaki. 
Nagle poczułam się jak mała dziewczynka, która zgubiła swoją rodzinę i nie potrafi już cieszyć się życiem. 
W  kącikach oczu pojawiły się łzy. 
"Przestań się mazać"-nakazałam sobie i ze złością otarłam mokre policzki.
'"Zamiast ryczeć powinnam podziwiać piękno krajobrazu" pomyślałam. A było na co popatrzeć. Park Nahanni naprawdę był piękny. I nie mówię tu tylko o widokach jak z obrazka. Naprawdę dało się tu wyczuć naturalny spokój bijący zewsząd. 
Pstryknęłam parę fotek i stwierdziłam ,że czas wracać ale zauważyłam  że coś rusza się w krzakach. Tknięta przeczuciem podeszłam do krzaków i rozchyliłam gałęzie. Moim oczom ukazał się okropny widok. Na ziemi leżał mały piesek, cały brudny. Mogłam policzyć jego żebra taki był zabiedzony. Biedaczek spojrzał się na mnie wielkimi oczami i zapiszczał przerażony. 
-Nie bój się-szepnęłam kojącym głosem, tak przynajmniej mi się wydawało. Reakcja psiaka była zupełnie inna niż oczekiwałam. Skulił się jeszcze bardziej i zaskomlił jeszcze żałośniej. 
"Skoro się tak boi to czemu  nie ucieka?" spytałam sama siebie. Moje spojrzenie powędrowało na jego łapki. Jedną z nich miał przekręconą w nienaturalny sposób. 
"Dlatego nie ucieka" Szczeniak skomlił coraz głośniej, wyciągnęłam  do niego rękę próbując go pogłaskać by się uspokoił. Ten najwidoczniej spanikował i kłapnął zębami tuż obok mojej ręki. 
-No już dobrze, przestanę-powiedziałam chichocząc. Co teraz powinnam zrobić? Oczywiście nie mogę tu zostawić tego nieboraka. Szybko wyjęłam z walizki ,która towarzyszyła mi przez całą podróż, kocyk i  owinęłam nim pieska. Podniosłam go do góry, maluch zaczął się rzucać i piszczeć ale starałam się go unieruchomić tak aby nie urazić jeszcze bardziej chorej łapki. 
Jak najszybciej odszukałam najbliższy postój taksówek wsiadłam do środka  i nakazałam kierowcy zawieźć nas do pierwszego lepszego weterynarza. Ten najwyraźniej przestraszył się mnie i miał chwilowe problemy z zapaleniem. Podróż trwała dość długi czas. Samochód zatrzymał się tuż przed wejściem zapłaciłam i wyleciałam z taksówki na łeb na szyję pędząc do budynku. 
Pani z recepcji okazała się bardzo miła wskazała mi krzesełka w poczekalni i kazała poczekać aż jeden z małych pacjentów opuści gabinet. 
I znów wpatrywałam się w białe ściany, wciągałam nozdrzami sterylny zapach. Ale tym razem nie byłam sama. Miałam przy sobie to małe wierzgające zawiniątko, miałam przyjaciela. 

***

Yeah!
Kolejny rozdział! Wybaczcie że dopiero dzisiaj ale nie miałam czasu ;;
Mam nadzieję że Wam się spodobał. 
Z tego miejsca chciałabym podziękować za komentarz pod poprzednim postem. Dziewczyno nawet nie wiesz jaką mi frajdę sprawiłaś! Zaczęłam skakać po pokoju z radości! 
To naprawdę motywuje do działania ^^
Teraz jestem chora, więc mam nadzieję ,że skrobnę coś jeszcze przed weekendem xD Jeśli tylko nie umrę na katar -,-

Kocham Was wiecie?

Toto-chan 

sobota, 19 października 2013

Jak przyjemnie jest żyć złudzeniami.

"Co mam teraz robić?'' zapytałam siebie.
"I co księżniczko? Wracaj do domku i tak sobie nie poradzisz" usłyszałam w głowie kpiący głos Lisicy. 
-NIE!-krzyknęłam, ludzie wokół patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Rzuciłam spłoszone spojrzenie na peron i szybkim krokiem wycofałam się w bezpieczne miejsce.  "Nie wrócę do domu z podkulonym ogonem, nie ma takiej opcji" pomyślałam hardo. 
Ale jednak Lisica ma rację, wyjść z domu i wsiąść w pociąg to jedno, a prowadzić samodzielne życie do tego w podróży to drugie. 
Trzeba znaleźć miejsce na nocleg, nagle poczułam ,że jestem strasznie zmęczona. 
Podeszłam do jakiejś staruszki i zapytałam o najbliższy motel. Ta wskazała mi drogę i szybko odeszła jakby  w obawie ,że zaraz wyjmę nóż zza pasa i ją dźgnę. 
W sumie się jej nie dziwię pewnie wyglądam jak ćpunka, podkrążone ze zmęczenia oczy, kaptur na głowie i wielka walizka w ,której mógłby zmieścić się trup. 
"Ludzie są zabawni" zaśmiałam się i niemalże tanecznym krokiem ruszyłam we wskazanym kierunku. 
Ten motel okazał się obskurną speluną do której uczęszczają najgorsze typki. 
Cóż jak trzeba to trzeba, wynajęłam pokój i jak najszybciej do niego uciekłam obawiając się zaczepek ze strony "sąsiadów" Zamknęłam drzwi na kluczyk oddychając z ulgą. Położyłam się na starannie zasłanym łóżku, zbyt zmęczona by nawet obmyć twarz po podróży. 
Zamknęłam oczy i zaczęłam wyobrażać sobie całą tą podróż. Przyznaję mogłam to lepiej zaplanować ale jeśli pomyśle o tych wszystkich wspaniałych miejscach ,które odwiedzę motylki latają mi w brzuchu. Odkryję tylu wspaniałych ludzi, kultur i obczai... To takie fascynujące i ekscytujące za razem. Wiem ,że te moje marzenia są bardzo idealistyczne i większość z tych "wspaniałych ludzi" to przydrożni menele i żebracy a "obyczaje i kultura" to pewnie sposoby wstrzykiwania sobie amfy w żyłę...
Mimo to czuję się wspaniale leżąc na łóżku w obskurnym moteliku bez wymagań, bez zakazów,
 wolna. 
Przyjemnie jest żyć złudzeniami... 
Nawet nie zauważyłam kiedy oczy same mi się zamknęły. Nie pamiętam co mi się śniło, chyba pierwszy raz od bardzo dawna. 
Obudziłam się z nową dawką energii do życia. Ogarnęłam się w łazience i jak najszybciej opuściłam miejsce swojego noclegu. 
Teraz skierowałam swoje kroki we właściwym kierunku uprzednio pytając się o drogę recepcjonistki. 
Postanowiłam ,że pierwszym miejscem jakie odwiedzę będzie Park Narodowy Nahanni. 
Mama miała mnie tam zabrać, po jej śmierci ojciec stchórzył.
Czas wziąć sprawy w swoje ręce, nie patrząc na innych. 


***

Tak tak mamy kolejny rozdział. 
Podoba Wam się? 
Chciałabym Wam gorąco podziękować za to ,że jesteście. I mimo tego ,że nie komentujecie cieszę się z tego ,że mam Was. 
Waszą zasługą jest poczucie ,że ktoś jednak czyta te mierne wypociny. To naprawdę fascynujące 
KOCHAM WAS! 

A dzisiaj chcę się jeszcze podzielić genialną piosenką ,która zainspirowała mnie do napisania tego rozdziału. (Nie ważne ,że te rzeczy nie są ze sobą w jakikolwiek sposób powiązane xD) 


Moim zdaniem piosenka jest piękna, poryczałam się na niej ;3 
Jeszcze raz BARDZO WAS KOCHAM!
 

Saranghae 

Toto-chan ^^ 

 

sobota, 12 października 2013

Witaj świecie.

Zimny wiatr wiał mi prosto w twarz jakby chciał mnie zawrócić. Gdybym chciała mogłabym to wszystko cofnąć ale perspektywa biernego ojca i zazdrosnej macochy nie była kusząca. 
Pewnym krokiem przemierzałam słabo oświetlone uliczki śpiącego miasta. 
Nigdy nie sądziłam że stać mnie na coś takiego ale obudziło się we mnie pragnienie. 
Pragnienie bycia wolną niczym wilk ze snu a było to niemożliwe w domu. 
Dotarłam dworzec, stojąc na pustym peronie pomyślałam o tym jak sobie poradzę w dużym świecie. 
Jak dotąd byłam dobrej myśli zawsze lubiłam podróżować a teraz miałam ku temu okazję. 
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk nadjeżdżającego pociągu z pewną miną lecz z sercem pełnym wątpliwości ruszyłam ku nowemu jutru. 
W przedziale siedziała dziewczyna. Dopiero po chwili zorientowałam się że ona płacze.
-Co się stało?
-Jestem w ciąży a moi rodzice wyrzucili mnie z domu-wychlipała. 
Współczułam dziewczynie nie zasłużyła sobie na takie traktowanie.
-Nie przejmuj się...-szepnęłam
-Jak mam się nie przejmować-krzyknęła histerycznie-Nie mam pieniędzy ani dachu nad głową. A termin porodu już niedługo.-wymownie spojrzała na swój brzuch. Faktycznie był już bardzo wypukły. 
-Wiesz, proszę może to pomoże tobie i twojemu dziecku dopóki się nie ustatkujecie-wyciągnęłam do niej rękę z plikiem pieniędzy. Dziewczyna spojrzała na mnie oczami wielkimi jak spodki.
-Ja nie mogę tego przyjąć-powiedziała ale na jej twarzy wyraźnie malowała się ulga. 
-Bierz nie marudź, dobrze wiesz że tego potrzebujesz.-powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
-Jak ja ci się odwdzięczę?-spytała niepewnie chowając pieniądze do kieszeni. 
-Urodzisz tego malca i postarasz się zapewnić mu jak najlepszą przyszłość.-spojrzałam jej w oczy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś!-dziewczyna nie posiadała się z radości. Uśmiechnęłam się tylko i wbiłam wzrok w szybę. Tyle osób jest w potrzebie, dzieci bez rodzin, choroby, bieda...
Nagle do głowy wpadł mi pomysł. W każdym miejscu jakie odwiedzę pomogę chociaż jednej potrzebującej osobie. To postanowienie zagnieździło się w moim sercu i przez długi czas miało z niego nie wyjść. 
Tymczasem okazało się ,że dziewczyna musi już wysiadać, pożegnałam ją zdawkowym uśmiechem. 
Po około godzinie dotarłam na pierwszy przystanek mojej wielkiej podróży. 
-Witaj świecie-mruknęłam pod nosem. 

*** 
 Tak, mam 5 rozdział cieszycie się??? 
Nie wiem jak u Was ale u mnie zapowiada się bardzo pracowity tydzień. 
Na dodatek pokłóciłam się z rodzicami więc nie będzie zbyt ciekawie ;/
Mam nadzieję ,że u Was jest lepiej ^^
Akcja powoli się rozkręca i wpadłam na pomysł ,że oprócz pisania normalnych rozdziałów dodam zakładkę ,,Dziennik podróży" w którym będą publikowane krótkie wpisy z miejsc odwiedzonych przez Lottie. 
Co Wy na to?? Mnie osobiście się ten pomysł bardzo podoba. Swoje zdanie wyraźcie w komentarzach ^^


Kocham Was wiecie???

Toto-chan 

sobota, 5 października 2013

Ślady w lesie

I znów byłam w lesie.
Czułam ,że Wilk też tu gdzieś jest.
Ruszyłam niepewnie przed siebie ścieżką.
Nagle coś poruszyło się w krzakach.
Odskoczyłam przerażona. Kiedy znów spojrzałam na ścieżkę nie była taka sama.
Znajdowały się na niej ślady.
Niewiele myśląc podążyłam za nimi coraz bardziej schodząc z bezpiecznej drogi.
Gdy byłam już bardzo daleko ślady urwały się.
Spojrzałam przed siebie i on tam był.
Stał patrząc na mnie tymi nieprzeniknionymi ślepiami, jakby chciał mi coś przekazać.
Zwierze powoli zbliżyło się do mnie, jakby chciał żebym go dotknęła lecz kiedy wyciągnęłam rękę odskoczył ode mnie warcząc.
Nie miałam pojęcia co robić za to Wilk wiedział doskonale.
Odszedł w las kilka kroków i zatrzymał się.
Podeszłam do niego a on znów odsunął się ode mnie.
"Chce mnie gdzieś zaprowadzić"-pomyślałam i ruszyłam w ślad za nim.
Nie wiem ile trwała podróż.
Mimo dobrej kondycji miałam wrażenie ,że nogi zaraz mi odpadną ale podążałam za Wilkiem niestrudzenie. Ten jakby zauważył ,że opadam z sił zatrzymał się przy drzewie i jak gdyby nic się nie stało zaczął się czyścić futro.
Usiadłam na trawie i wpatrywałam się w niego. Nie odważyłam się zblizyć do niego bliżej niż na parę kroków.
"Czego ty chcesz?"-spytałam. "Czemu chcesz żebym za tobą szła?"
Wilk jak dotąd niewzruszony na dźwięk mojego głosu poruszył się.
"Chcesz bym do ciebie mówiła?"-zdziwiłam się.
 Ten przeciągnął się i ruszył dalej nawet się nie oglądając.

I nagle wszystko się rozmyło a ja obudziłam się we własnym pokoju. Musiałam usnąć przed komputerem.
W mojej głowie powstał plan ,który zamierzała wcielić w życie. Dziś wszystko przygotuje a już jutro mnie tu nie będzie.
Tak, miałam zamiar uciec nie oglądając się za siebie. Jak Wilk w moim śnie. Opuszczę Lisicę i ojca.  Nie chcąc tracić czasu wciągnęłam walizkę i otworzyłam szafę.
Nigdy nie miałam problemu z pakowaniem, zawsze brałam to co będzie mi potrzebne. Lecz teraz nie wiedziałam co będzie mi potrzebne. Nie wiedziałam na ile wyjeżdżam gdzie ani po co. Niczego nie byłam pewna. Chciałam być tylko wolna.
-"Skąd w ogóle wzięłaś ten pomysł?"-zapytałam sama siebie. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, ta myśl pojawiła się znienacka. Rozkwitła w mojej głowie w ciągu zaledwie dwóch dni.
Czy dobrze robię? kolejne pytanie bez odpowiedzi. Spakowałam wszystkie rzeczy ,które kiedykolwiek mogłyby mi się przydać. Jeszcze raz sprawdziłam pociąg i ruszyłam nawet nie zostawiając kartki.
"Karoca już czeka księżniczko"-pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie.

***

Mamy następny rozdział! 
Bardzo przepraszam jeśli jest bez sensu i ogólnie do dupy ale musiałam zrobić wstęp do ważniejszych wydarzeń Nie wiem czy to nie za szybko ale mamy jeszcze dużo przed sobą.
Zawsze gdy wpadam na pomysł na opowiadanie wiem co ma się wydarzyć w głównym wątku ale nigdy nie mam  pojęcia jak zacząć. 
Mam nadzieję ,że się nie zniechęciliście i ,że nadal ze mną jesteście. 


Kocham Was!

Hwaiting! 


Toto-chan