sobota, 16 listopada 2013

"...Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś..."

Siedząc w przedziale próbowałam uspokoić malucha. Jednak nie dawało, to zamierzonych efektów....
Kiba nadal mi nie ufał... nadal był dziki.
Nie wiedzieć czemu przypomniała mi się rozmowa Małego Księcia z Lisem...
(...)- Dzień dobry - powiedział lis.
- Dzień dobry - odpowiedział grzecznie Mały Książę i obejrzał się, ale nic nie dostrzegł.
- Jestem tutaj - posłyszał głos - pod jabłonią!
- Ktoś ty? - spytał Mały Książę. - Jesteś bardzo ładny...
- Jestem lisem - odpowiedział lis.
- Chodź pobawić się ze mną - zaproponował Mały Książę. - Jestem taki smutny...
- Nie mogę bawić się z tobą - odparł lis. - Nie jestem oswojony.
- Ach, przepraszam - powiedział Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: - Co znaczy "oswojony"?(..)
- Jest to pojęcie zupełnie zapomniane - powiedział lis. - "Oswoić" znaczy "stworzyć więzy".
- Stworzyć więzy?
- Oczywiście - powiedział lis. - Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.
- Zaczynam rozumieć - powiedział Mały Książę. - Jest jedna róża... zdaje mi się, że ona mnie oswoiła...
- To możliwe - odrzekł lis.(...) Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki - tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu...(...)
- Proszę cię... oswój mnie - powiedział.
- Bardzo chętnie - odpowiedział Mały Książę - lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.
- Poznaje się tylko to, co się oswoi - powiedział lis. - Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
- A jak się to robi? - spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej...
Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.
- Lepiej jest przychodzić o tej samej godzinie. Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwać się naprzód, tym będę szczęśliwszy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony: poznam cenę szczęścia! A jeśli przyjdziesz nieoczekiwanie, nie będę mógł się przygotowywać... Potrzebny jest obrządek.
- Co znaczy "obrządek"? - spytał Mały Książę.
- To także coś całkiem zapomnianego - odpowiedział lis. - Dzięki obrządkowi pewien dzień odróżnia się od innych, pewna godzina od innych godzin. Moi myśliwi, na przykład, mają swój rytuał. W czwartek tańczą z wioskowymi dziewczętami. Stąd czwartek jest cudownym dniem! Podchodzę aż pod winnice. Gdyby myśliwi nie mieli tego zwyczaju w oznaczonym czasie, wszystkie dni byłyby do siebie podobne, a ja nie miałbym wakacji.
W ten sposób Mały Książę oswoił lisa. A gdy godzina rozstania była bliska, lis powiedział:
- Ach, będę płakać!
- To twoja wina - odpowiedział Mały Książę - nie życzyłem ci nic złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił...
- Oczywiście - odparł lis.
- Ale będziesz płakać?
- Oczywiście.
- A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
- Zyskałem coś ze względu na kolor zboża - powiedział lis, a później dorzucił: - Idź jeszcze raz zobaczyć róże. Zrozumiesz wtedy, że twoja róża jest jedyna na świecie. Gdy przyjdziesz pożegnać się ze mną, zrobię ci prezent z pewnej tajemnicy.(...)
Powrócił do lisa.
- Żegnaj - powiedział.
- Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
- Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę.
- Jestem odpowiedzialny za moją różę... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.(...)
I nagle mnie olśniło.... Nie mogę ot tak oswoić psiaka...
Jemu trzeba czasu, trzeba, by się przyzwyczaił do mnie...
Małe kroczki, codziennie będziemy sobie bliżsi... Aż w końcu go oswoję i już nic nie będzie dla nas takie samo.... Rozmyślając o mnie, Kibie, Małym Księciu i Lisie zasnęłam oparta o szybę... 
Obudziło mnie szturchanie czegoś mokrego o mój policzek, 
-Kiba...-szepnęłam niemal przez łzy. Piesek jakby się przestraszył i szybko schował się z powrotem pod kocyk.  
"Czyżby sprawdzał, czy nic mi nie jest??"-przeleciało mi przez głowę.... Uśmiechnęłam się do siebie łagodnie opadając w objęcia Morfeusza.... 

****
Hmmm, no to jestem z następnym rozdziałem. Bardzo Was przepraszam ,że w tamtym tygodniu nie było rozdziału ale nie wiedziałam co napisać i jakoś nie miałam motywacji by cokolwiek robić. 
Korzystając z okazji, chciałabym Was ostatni raz prosić (obiecuję, że to się więcej nie powtórzy) o komentarz. Miło widzieć, że liczba wejść na bloga rośnie itd. ale chciałabym wiedzieć, że jednak tu jesteście i zamiast nic nie mówiących literek zobaczyć Was! Jakieś życie, cokolwiek. 
Jest to moja ostatnia prośba o komentarze. Muszę szczerze przyznać, że to meczące. Jak rzucanie grochem o ścianę albo jak wtaczanie kamienia pod górę jak Syzyf. Cóż... mam nadzieję, że rozdział się podobał... 

Kocham Was 

Toto-chan 



niedziela, 3 listopada 2013

Kiba.

Kiedy białe drzwi nareszcie się otworzyły i weterynarz zaprosił nas do środka.
-Co się stało naszemu małemu koleżce?-spytał się mężczyzna w taki sposób, że nie wiedziałam, czy pytanie jest kierowane do, mnie czy do psa.
-Nie wiem, znalazłam go w Parku Nahanni w krzakach. Nie mógł się ruszać, a jego łapka była dziwnie wykrzywiona-wytłumaczyłam, z racji tego ,że z naszej dwójki tylko ja potrafię mówić.
-No dobrze, zobaczmy co tu się stało-stwierdził doktor i odebrał mi zawiniątko. Położył szczeniaka na blacie i zaczął go oglądać.-Trzeba zrobić prześwietlenie.-stwierdził po krótkiej chwili-Łapka jest prawdopodobnie złamana. Proszę tu zaczekać zraz wrócimy.-Oświadczył i wraz z psem zniknął w bocznych drzwiach.
Martwiłam się o... No, właśnie jak on ma na imię? Nazwałabym go Kiba, po japońsku wilk. Tak, to imię idealnie do niego pasuje. Przypomina mi takiego małego wilczka.
Ironia losu, nawet teraz prześladuje mnie widmo wilka, ale już zdecydowałam będzie się nazywał Kiba i będzie moim wilkiem.
Drzwi otworzyły się  ponownie, a mój piesek miał na sobie zgrabny niebieski gipsik.
-Proszę, mały po miesiącu znów nas odwiedzi i zdejmiemy gips, do tego czasu musi się pani, nim zaopiekować.-Powiedział mężczyzna wręczając mi trzęsącego się ze strachu Kibe.-A teraz przejdziemy do mniej strasznej części. Do dokumentów.-puścił do mnie oczko.
-Jak ma na imię pies?
-Kiba...-odpowiedziałam po krótkim wahaniu.
-Na pewno?-zaśmiał się lekarz.
-Tak na pewno.-potwierdziłam już pewniej.
Po wypełnieniu wszystkich linijek mężczyzna odprowadził mnie do drzwi i wezwał kolejnego małego pacjenta.
-Dziękuję-powiedziałam, nim wyszłam. Ale nikt nie zwrócił na, to uwagi.
Kiedy wyszliśmy z kliniki taksówka ,którą tu przyjechaliśmy nadal stała w miejscu. Kierowca stał oparty o maskę samochody i uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
-Zapomniała pani walizki-oświadczył błyskając białymi zębami. Dopiero teraz zauważyłam, że jest wyjątkowo przystojny. Ciemnie włosy, orzechowe oczy i zniewalający uśmiech przyprawiający o zawroty głowy.
-Dziękuję, nie musiał pan.-wyjąkałam ze wzrokiem utkwionym w ziemi.
-A, gdzie się podziała ta władcza dziewczyna, która tak stanowczo kazała mi tu przyjechać?-zapytał ten niemal dławiąc się własnym śmiechem.
-Została w klinice-wyszeptałam. Zabrałam walizkę i jak najszybciej zniknęłam z pola widzenie kierowcy.
Kiba nadal się wiercił, nie ufał mi...
Szczerze, to też bym sobie nie ufała.
"Co teraz zrobimy?" zapytałam psa, który popatrzył się na mnie swoimi wielkimi oczami.
Zrozumiałam przekaz, brzmiał "Jedźmy dalej"
Odszukałam najbliższą stację kolejową i kupiłam bilety.
Teraz nie jeden, ale dwa.
Wraz ze mną był mój przyjaciel.
Przyjaciel, który się mnie bał....
Wiedziałam, że nie mogę go zawieść. Muszę zdobyć jego zaufanie...
"Zaopiekuję się tobą" szepnęłam w jasnobrązowe futerko, w odpowiedzi usłyszałam  tylko przerażony pisk.
Długa droga przed nami-westchnęłam wsiadając do pociągu.



***

Tak, tak, tak!! Mamy następny rozdział! 
Podoba się Wam? Ja wiem, że większość rozdziałów jest dosyć krótka.
Dobra, nie oszukujmy się jest bardzo krótka. Ale nie jestem w stanie tego zmienić :(
Po prostu gdy piszę dochodzę do takiego momentu kiedy uważam ,że rozdział powinien si ę skończyć i go kończę. Tylko, że jest on beznadziejnie krótki. 
Możecie mnie pobić i wgl ale nie umiem tego zmienić. 
Mogłabym postarać się dodawać rozdziały trochę częściej niż raz na tydzień. Chcecie? 
Chyba, że macie jakieś inne rozwiązanie, jestem otwarta na propozycje ^^ 


Kocham Was moje Wilczki ^^ 

Toto-chan