niedziela, 3 listopada 2013

Kiba.

Kiedy białe drzwi nareszcie się otworzyły i weterynarz zaprosił nas do środka.
-Co się stało naszemu małemu koleżce?-spytał się mężczyzna w taki sposób, że nie wiedziałam, czy pytanie jest kierowane do, mnie czy do psa.
-Nie wiem, znalazłam go w Parku Nahanni w krzakach. Nie mógł się ruszać, a jego łapka była dziwnie wykrzywiona-wytłumaczyłam, z racji tego ,że z naszej dwójki tylko ja potrafię mówić.
-No dobrze, zobaczmy co tu się stało-stwierdził doktor i odebrał mi zawiniątko. Położył szczeniaka na blacie i zaczął go oglądać.-Trzeba zrobić prześwietlenie.-stwierdził po krótkiej chwili-Łapka jest prawdopodobnie złamana. Proszę tu zaczekać zraz wrócimy.-Oświadczył i wraz z psem zniknął w bocznych drzwiach.
Martwiłam się o... No, właśnie jak on ma na imię? Nazwałabym go Kiba, po japońsku wilk. Tak, to imię idealnie do niego pasuje. Przypomina mi takiego małego wilczka.
Ironia losu, nawet teraz prześladuje mnie widmo wilka, ale już zdecydowałam będzie się nazywał Kiba i będzie moim wilkiem.
Drzwi otworzyły się  ponownie, a mój piesek miał na sobie zgrabny niebieski gipsik.
-Proszę, mały po miesiącu znów nas odwiedzi i zdejmiemy gips, do tego czasu musi się pani, nim zaopiekować.-Powiedział mężczyzna wręczając mi trzęsącego się ze strachu Kibe.-A teraz przejdziemy do mniej strasznej części. Do dokumentów.-puścił do mnie oczko.
-Jak ma na imię pies?
-Kiba...-odpowiedziałam po krótkim wahaniu.
-Na pewno?-zaśmiał się lekarz.
-Tak na pewno.-potwierdziłam już pewniej.
Po wypełnieniu wszystkich linijek mężczyzna odprowadził mnie do drzwi i wezwał kolejnego małego pacjenta.
-Dziękuję-powiedziałam, nim wyszłam. Ale nikt nie zwrócił na, to uwagi.
Kiedy wyszliśmy z kliniki taksówka ,którą tu przyjechaliśmy nadal stała w miejscu. Kierowca stał oparty o maskę samochody i uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
-Zapomniała pani walizki-oświadczył błyskając białymi zębami. Dopiero teraz zauważyłam, że jest wyjątkowo przystojny. Ciemnie włosy, orzechowe oczy i zniewalający uśmiech przyprawiający o zawroty głowy.
-Dziękuję, nie musiał pan.-wyjąkałam ze wzrokiem utkwionym w ziemi.
-A, gdzie się podziała ta władcza dziewczyna, która tak stanowczo kazała mi tu przyjechać?-zapytał ten niemal dławiąc się własnym śmiechem.
-Została w klinice-wyszeptałam. Zabrałam walizkę i jak najszybciej zniknęłam z pola widzenie kierowcy.
Kiba nadal się wiercił, nie ufał mi...
Szczerze, to też bym sobie nie ufała.
"Co teraz zrobimy?" zapytałam psa, który popatrzył się na mnie swoimi wielkimi oczami.
Zrozumiałam przekaz, brzmiał "Jedźmy dalej"
Odszukałam najbliższą stację kolejową i kupiłam bilety.
Teraz nie jeden, ale dwa.
Wraz ze mną był mój przyjaciel.
Przyjaciel, który się mnie bał....
Wiedziałam, że nie mogę go zawieść. Muszę zdobyć jego zaufanie...
"Zaopiekuję się tobą" szepnęłam w jasnobrązowe futerko, w odpowiedzi usłyszałam  tylko przerażony pisk.
Długa droga przed nami-westchnęłam wsiadając do pociągu.



***

Tak, tak, tak!! Mamy następny rozdział! 
Podoba się Wam? Ja wiem, że większość rozdziałów jest dosyć krótka.
Dobra, nie oszukujmy się jest bardzo krótka. Ale nie jestem w stanie tego zmienić :(
Po prostu gdy piszę dochodzę do takiego momentu kiedy uważam ,że rozdział powinien si ę skończyć i go kończę. Tylko, że jest on beznadziejnie krótki. 
Możecie mnie pobić i wgl ale nie umiem tego zmienić. 
Mogłabym postarać się dodawać rozdziały trochę częściej niż raz na tydzień. Chcecie? 
Chyba, że macie jakieś inne rozwiązanie, jestem otwarta na propozycje ^^ 


Kocham Was moje Wilczki ^^ 

Toto-chan 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz