wtorek, 29 października 2013

Przyjaciel zza krzaka.

Kiedy weszłam na teren parku wyobraziłam sobie że obok jest mama.
Trzyma mnie za rękę, prowadzi mnie ścieżkami pokazując śpiewające ptaki. 
Nagle poczułam się jak mała dziewczynka, która zgubiła swoją rodzinę i nie potrafi już cieszyć się życiem. 
W  kącikach oczu pojawiły się łzy. 
"Przestań się mazać"-nakazałam sobie i ze złością otarłam mokre policzki.
'"Zamiast ryczeć powinnam podziwiać piękno krajobrazu" pomyślałam. A było na co popatrzeć. Park Nahanni naprawdę był piękny. I nie mówię tu tylko o widokach jak z obrazka. Naprawdę dało się tu wyczuć naturalny spokój bijący zewsząd. 
Pstryknęłam parę fotek i stwierdziłam ,że czas wracać ale zauważyłam  że coś rusza się w krzakach. Tknięta przeczuciem podeszłam do krzaków i rozchyliłam gałęzie. Moim oczom ukazał się okropny widok. Na ziemi leżał mały piesek, cały brudny. Mogłam policzyć jego żebra taki był zabiedzony. Biedaczek spojrzał się na mnie wielkimi oczami i zapiszczał przerażony. 
-Nie bój się-szepnęłam kojącym głosem, tak przynajmniej mi się wydawało. Reakcja psiaka była zupełnie inna niż oczekiwałam. Skulił się jeszcze bardziej i zaskomlił jeszcze żałośniej. 
"Skoro się tak boi to czemu  nie ucieka?" spytałam sama siebie. Moje spojrzenie powędrowało na jego łapki. Jedną z nich miał przekręconą w nienaturalny sposób. 
"Dlatego nie ucieka" Szczeniak skomlił coraz głośniej, wyciągnęłam  do niego rękę próbując go pogłaskać by się uspokoił. Ten najwidoczniej spanikował i kłapnął zębami tuż obok mojej ręki. 
-No już dobrze, przestanę-powiedziałam chichocząc. Co teraz powinnam zrobić? Oczywiście nie mogę tu zostawić tego nieboraka. Szybko wyjęłam z walizki ,która towarzyszyła mi przez całą podróż, kocyk i  owinęłam nim pieska. Podniosłam go do góry, maluch zaczął się rzucać i piszczeć ale starałam się go unieruchomić tak aby nie urazić jeszcze bardziej chorej łapki. 
Jak najszybciej odszukałam najbliższy postój taksówek wsiadłam do środka  i nakazałam kierowcy zawieźć nas do pierwszego lepszego weterynarza. Ten najwyraźniej przestraszył się mnie i miał chwilowe problemy z zapaleniem. Podróż trwała dość długi czas. Samochód zatrzymał się tuż przed wejściem zapłaciłam i wyleciałam z taksówki na łeb na szyję pędząc do budynku. 
Pani z recepcji okazała się bardzo miła wskazała mi krzesełka w poczekalni i kazała poczekać aż jeden z małych pacjentów opuści gabinet. 
I znów wpatrywałam się w białe ściany, wciągałam nozdrzami sterylny zapach. Ale tym razem nie byłam sama. Miałam przy sobie to małe wierzgające zawiniątko, miałam przyjaciela. 

***

Yeah!
Kolejny rozdział! Wybaczcie że dopiero dzisiaj ale nie miałam czasu ;;
Mam nadzieję że Wam się spodobał. 
Z tego miejsca chciałabym podziękować za komentarz pod poprzednim postem. Dziewczyno nawet nie wiesz jaką mi frajdę sprawiłaś! Zaczęłam skakać po pokoju z radości! 
To naprawdę motywuje do działania ^^
Teraz jestem chora, więc mam nadzieję ,że skrobnę coś jeszcze przed weekendem xD Jeśli tylko nie umrę na katar -,-

Kocham Was wiecie?

Toto-chan 

sobota, 19 października 2013

Jak przyjemnie jest żyć złudzeniami.

"Co mam teraz robić?'' zapytałam siebie.
"I co księżniczko? Wracaj do domku i tak sobie nie poradzisz" usłyszałam w głowie kpiący głos Lisicy. 
-NIE!-krzyknęłam, ludzie wokół patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Rzuciłam spłoszone spojrzenie na peron i szybkim krokiem wycofałam się w bezpieczne miejsce.  "Nie wrócę do domu z podkulonym ogonem, nie ma takiej opcji" pomyślałam hardo. 
Ale jednak Lisica ma rację, wyjść z domu i wsiąść w pociąg to jedno, a prowadzić samodzielne życie do tego w podróży to drugie. 
Trzeba znaleźć miejsce na nocleg, nagle poczułam ,że jestem strasznie zmęczona. 
Podeszłam do jakiejś staruszki i zapytałam o najbliższy motel. Ta wskazała mi drogę i szybko odeszła jakby  w obawie ,że zaraz wyjmę nóż zza pasa i ją dźgnę. 
W sumie się jej nie dziwię pewnie wyglądam jak ćpunka, podkrążone ze zmęczenia oczy, kaptur na głowie i wielka walizka w ,której mógłby zmieścić się trup. 
"Ludzie są zabawni" zaśmiałam się i niemalże tanecznym krokiem ruszyłam we wskazanym kierunku. 
Ten motel okazał się obskurną speluną do której uczęszczają najgorsze typki. 
Cóż jak trzeba to trzeba, wynajęłam pokój i jak najszybciej do niego uciekłam obawiając się zaczepek ze strony "sąsiadów" Zamknęłam drzwi na kluczyk oddychając z ulgą. Położyłam się na starannie zasłanym łóżku, zbyt zmęczona by nawet obmyć twarz po podróży. 
Zamknęłam oczy i zaczęłam wyobrażać sobie całą tą podróż. Przyznaję mogłam to lepiej zaplanować ale jeśli pomyśle o tych wszystkich wspaniałych miejscach ,które odwiedzę motylki latają mi w brzuchu. Odkryję tylu wspaniałych ludzi, kultur i obczai... To takie fascynujące i ekscytujące za razem. Wiem ,że te moje marzenia są bardzo idealistyczne i większość z tych "wspaniałych ludzi" to przydrożni menele i żebracy a "obyczaje i kultura" to pewnie sposoby wstrzykiwania sobie amfy w żyłę...
Mimo to czuję się wspaniale leżąc na łóżku w obskurnym moteliku bez wymagań, bez zakazów,
 wolna. 
Przyjemnie jest żyć złudzeniami... 
Nawet nie zauważyłam kiedy oczy same mi się zamknęły. Nie pamiętam co mi się śniło, chyba pierwszy raz od bardzo dawna. 
Obudziłam się z nową dawką energii do życia. Ogarnęłam się w łazience i jak najszybciej opuściłam miejsce swojego noclegu. 
Teraz skierowałam swoje kroki we właściwym kierunku uprzednio pytając się o drogę recepcjonistki. 
Postanowiłam ,że pierwszym miejscem jakie odwiedzę będzie Park Narodowy Nahanni. 
Mama miała mnie tam zabrać, po jej śmierci ojciec stchórzył.
Czas wziąć sprawy w swoje ręce, nie patrząc na innych. 


***

Tak tak mamy kolejny rozdział. 
Podoba Wam się? 
Chciałabym Wam gorąco podziękować za to ,że jesteście. I mimo tego ,że nie komentujecie cieszę się z tego ,że mam Was. 
Waszą zasługą jest poczucie ,że ktoś jednak czyta te mierne wypociny. To naprawdę fascynujące 
KOCHAM WAS! 

A dzisiaj chcę się jeszcze podzielić genialną piosenką ,która zainspirowała mnie do napisania tego rozdziału. (Nie ważne ,że te rzeczy nie są ze sobą w jakikolwiek sposób powiązane xD) 


Moim zdaniem piosenka jest piękna, poryczałam się na niej ;3 
Jeszcze raz BARDZO WAS KOCHAM!
 

Saranghae 

Toto-chan ^^ 

 

sobota, 12 października 2013

Witaj świecie.

Zimny wiatr wiał mi prosto w twarz jakby chciał mnie zawrócić. Gdybym chciała mogłabym to wszystko cofnąć ale perspektywa biernego ojca i zazdrosnej macochy nie była kusząca. 
Pewnym krokiem przemierzałam słabo oświetlone uliczki śpiącego miasta. 
Nigdy nie sądziłam że stać mnie na coś takiego ale obudziło się we mnie pragnienie. 
Pragnienie bycia wolną niczym wilk ze snu a było to niemożliwe w domu. 
Dotarłam dworzec, stojąc na pustym peronie pomyślałam o tym jak sobie poradzę w dużym świecie. 
Jak dotąd byłam dobrej myśli zawsze lubiłam podróżować a teraz miałam ku temu okazję. 
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk nadjeżdżającego pociągu z pewną miną lecz z sercem pełnym wątpliwości ruszyłam ku nowemu jutru. 
W przedziale siedziała dziewczyna. Dopiero po chwili zorientowałam się że ona płacze.
-Co się stało?
-Jestem w ciąży a moi rodzice wyrzucili mnie z domu-wychlipała. 
Współczułam dziewczynie nie zasłużyła sobie na takie traktowanie.
-Nie przejmuj się...-szepnęłam
-Jak mam się nie przejmować-krzyknęła histerycznie-Nie mam pieniędzy ani dachu nad głową. A termin porodu już niedługo.-wymownie spojrzała na swój brzuch. Faktycznie był już bardzo wypukły. 
-Wiesz, proszę może to pomoże tobie i twojemu dziecku dopóki się nie ustatkujecie-wyciągnęłam do niej rękę z plikiem pieniędzy. Dziewczyna spojrzała na mnie oczami wielkimi jak spodki.
-Ja nie mogę tego przyjąć-powiedziała ale na jej twarzy wyraźnie malowała się ulga. 
-Bierz nie marudź, dobrze wiesz że tego potrzebujesz.-powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
-Jak ja ci się odwdzięczę?-spytała niepewnie chowając pieniądze do kieszeni. 
-Urodzisz tego malca i postarasz się zapewnić mu jak najlepszą przyszłość.-spojrzałam jej w oczy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś!-dziewczyna nie posiadała się z radości. Uśmiechnęłam się tylko i wbiłam wzrok w szybę. Tyle osób jest w potrzebie, dzieci bez rodzin, choroby, bieda...
Nagle do głowy wpadł mi pomysł. W każdym miejscu jakie odwiedzę pomogę chociaż jednej potrzebującej osobie. To postanowienie zagnieździło się w moim sercu i przez długi czas miało z niego nie wyjść. 
Tymczasem okazało się ,że dziewczyna musi już wysiadać, pożegnałam ją zdawkowym uśmiechem. 
Po około godzinie dotarłam na pierwszy przystanek mojej wielkiej podróży. 
-Witaj świecie-mruknęłam pod nosem. 

*** 
 Tak, mam 5 rozdział cieszycie się??? 
Nie wiem jak u Was ale u mnie zapowiada się bardzo pracowity tydzień. 
Na dodatek pokłóciłam się z rodzicami więc nie będzie zbyt ciekawie ;/
Mam nadzieję ,że u Was jest lepiej ^^
Akcja powoli się rozkręca i wpadłam na pomysł ,że oprócz pisania normalnych rozdziałów dodam zakładkę ,,Dziennik podróży" w którym będą publikowane krótkie wpisy z miejsc odwiedzonych przez Lottie. 
Co Wy na to?? Mnie osobiście się ten pomysł bardzo podoba. Swoje zdanie wyraźcie w komentarzach ^^


Kocham Was wiecie???

Toto-chan 

sobota, 5 października 2013

Ślady w lesie

I znów byłam w lesie.
Czułam ,że Wilk też tu gdzieś jest.
Ruszyłam niepewnie przed siebie ścieżką.
Nagle coś poruszyło się w krzakach.
Odskoczyłam przerażona. Kiedy znów spojrzałam na ścieżkę nie była taka sama.
Znajdowały się na niej ślady.
Niewiele myśląc podążyłam za nimi coraz bardziej schodząc z bezpiecznej drogi.
Gdy byłam już bardzo daleko ślady urwały się.
Spojrzałam przed siebie i on tam był.
Stał patrząc na mnie tymi nieprzeniknionymi ślepiami, jakby chciał mi coś przekazać.
Zwierze powoli zbliżyło się do mnie, jakby chciał żebym go dotknęła lecz kiedy wyciągnęłam rękę odskoczył ode mnie warcząc.
Nie miałam pojęcia co robić za to Wilk wiedział doskonale.
Odszedł w las kilka kroków i zatrzymał się.
Podeszłam do niego a on znów odsunął się ode mnie.
"Chce mnie gdzieś zaprowadzić"-pomyślałam i ruszyłam w ślad za nim.
Nie wiem ile trwała podróż.
Mimo dobrej kondycji miałam wrażenie ,że nogi zaraz mi odpadną ale podążałam za Wilkiem niestrudzenie. Ten jakby zauważył ,że opadam z sił zatrzymał się przy drzewie i jak gdyby nic się nie stało zaczął się czyścić futro.
Usiadłam na trawie i wpatrywałam się w niego. Nie odważyłam się zblizyć do niego bliżej niż na parę kroków.
"Czego ty chcesz?"-spytałam. "Czemu chcesz żebym za tobą szła?"
Wilk jak dotąd niewzruszony na dźwięk mojego głosu poruszył się.
"Chcesz bym do ciebie mówiła?"-zdziwiłam się.
 Ten przeciągnął się i ruszył dalej nawet się nie oglądając.

I nagle wszystko się rozmyło a ja obudziłam się we własnym pokoju. Musiałam usnąć przed komputerem.
W mojej głowie powstał plan ,który zamierzała wcielić w życie. Dziś wszystko przygotuje a już jutro mnie tu nie będzie.
Tak, miałam zamiar uciec nie oglądając się za siebie. Jak Wilk w moim śnie. Opuszczę Lisicę i ojca.  Nie chcąc tracić czasu wciągnęłam walizkę i otworzyłam szafę.
Nigdy nie miałam problemu z pakowaniem, zawsze brałam to co będzie mi potrzebne. Lecz teraz nie wiedziałam co będzie mi potrzebne. Nie wiedziałam na ile wyjeżdżam gdzie ani po co. Niczego nie byłam pewna. Chciałam być tylko wolna.
-"Skąd w ogóle wzięłaś ten pomysł?"-zapytałam sama siebie. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, ta myśl pojawiła się znienacka. Rozkwitła w mojej głowie w ciągu zaledwie dwóch dni.
Czy dobrze robię? kolejne pytanie bez odpowiedzi. Spakowałam wszystkie rzeczy ,które kiedykolwiek mogłyby mi się przydać. Jeszcze raz sprawdziłam pociąg i ruszyłam nawet nie zostawiając kartki.
"Karoca już czeka księżniczko"-pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie.

***

Mamy następny rozdział! 
Bardzo przepraszam jeśli jest bez sensu i ogólnie do dupy ale musiałam zrobić wstęp do ważniejszych wydarzeń Nie wiem czy to nie za szybko ale mamy jeszcze dużo przed sobą.
Zawsze gdy wpadam na pomysł na opowiadanie wiem co ma się wydarzyć w głównym wątku ale nigdy nie mam  pojęcia jak zacząć. 
Mam nadzieję ,że się nie zniechęciliście i ,że nadal ze mną jesteście. 


Kocham Was!

Hwaiting! 


Toto-chan 


czwartek, 26 września 2013

Lottie...

Tańcząc, tonęłam z muzyce...
Nie obchodziło mnie co się dzieje wokół.
Liczyło się tu i teraz. Ja i muzyka.
Nagle wszystko zawirowało a świat zlał się w ciemność.
Usłyszałam tylko głuchy odgłos jakby ktoś upadał a potem już nic. Tylko urywki dźwięków tłukły się w mojej głowie.
Obudziłam się i zobaczyłam nad sobą obcych ludzi. Byli ubrani w białe, nieskazitelne fartuchy i rozmawiali między sobą. Podniosłam głowę w nadziei ,że zobaczę gdzieś w pobliżu znajomą twarz.
-Proszę się położyć. Nie może pani jeszcze wstawać.-usłyszałam tylko słowa lekarza.
-Co mi się stało??
-Po prostu zemdlała pani, organizm był zbyt wycieńczony. Pani ojciec powiedział ,że gdy pani poczuje się na siłach może wrócić do domu.-powiedział służbowym tonem. Ale w jego oczach wyczytałam współczucie.
Było mu mnie żal, takiej bezwartościowej dziewczynki na ,którą nikt nawet nie poczeka w szpitalu.
Czy to nie dziwne ,że tak wiele można odczytać z ludzkich oczu? Są jakby odbiciami uczuć, miłość, tęsknota, złość, to wszystko widać jak na dłoni mimo ,że staramy się to ukryć.
-Niech mi pan mówi Lottie...-powiedziałam cicho.
-Jestem John- roześmiał się pogodnie i puścił do mnie oczko. Nie chciałam budzić współczucia. Nie wiem czego chciałam. Gdy wszyscy puścili mój pokój wstałam i rozciągnęłam się. Założyłam na siebie dżinsy ,które ktoś położył na krześle obok łóżka.
-Chociaż tyle-przeleciało mi przez myśl. Nie mogłam spodziewać się więcej.  Nic ponad minimum. Nigdy. Narzuciłam na siebie ciemny T-shirt  i skórzaną kurtkę.
Zeszłam do recepcji i wypisałam się ze szpitala, swoją drogą ojciec musiał wyłożyć trochę kasy bo na pewno nikt nie wypościłby mnie samej.
Gdy wyszłam na zewnątrz poczułam przyjemną bryzę. Było już późno lecz na dworze nadal było ciepło.
Nie miałam ochoty wracać do domu. Tam czekały na mnie tylko wyrzuty i nic ponad to, żadnego ciepłego uśmiechu, czy czegoś w stylu "jak dobrze że jesteś".
Podświadomie skręciłam w stronę kafejki do ,której zwykle chodziłam. Zamówiłam gorącą czekoladę i usiadłam przy stoliku.
Patrzyłam przez okno zastanawiając się co dalej. Nie chciałam wrócić do domu, do zimnego ojca, do Lisicy, do pustego pokoju. Ale musiałam, przynajmniej na razie. W mojej głowie zakiełkowała myśl. Nie zdawałam sobie z tego sprawy ale ta myśl zmieniła tok mojego życia.
Z westchnieniem wstałam od stołu i ruszyłam do domu z nowym postanowieniem.
Gdy tylko otworzyłam drzwi dopadła mnie Lisica.
-Ty naprawdę jesteś taka głupia czy tylko udajesz?!-naskoczyła na mnie
-Ja tylko staram się być taka jak ty-odparowałam
-Jak mogłaś zapomnieć o śniadaniu! Dla nas artystów to naprawdę ważne. Przez ciebie cały występ się posypał. Kto by pomyślał, mdleć w punkcie kulminacyjnym.-Była naprawdę zła.
-Mówiłam, że mnie denerwujesz. To wszystko przez ciebie.
-Więc zrobiłaś to tylko dlatego żeby zrobić mi na złość? Postąpiłaś bardzo nieprofesjonalnie.
-Zamknij się-Ucięłam rozmowę i poszłam do mojego pokoju trzaskając wszystkim czym się da.
-Znów nie zareagował-pomyślałam wściekła-Nie zwrócił na mnie nawet uwagi.
Zawsze tak było, nie ważne co bym zrobiła jemu zawsze było obojętne. Nie reagował, nie krzyczał, nie chwalił. Nic. Zero.
Wściekła usiadłam do komputera i zaczęłam wcielać swój plan w życie.


***
Moi Drodzy mamy rozdział 3!!!
Jak Wam się podoba???
Szczerze mówiąc mógłby być lepszy według mnie. 
Chciałabym Wam powiedzieć że zmieniłam kompletnie plan opowiadania. Nie będzie ono o B.A.P znaczy nie całkiem, sam zespół pojawi się i odegra dość dużą rolę ale nie będzie to główny zespół.
Głównym zespołem będzie.... No właśnie, jak myślicie?? 
Zostawiam Wam tę zagadkę do rozwiązania. Podpowiem tylko ,że także pochodzą z Korei Południowej i jest ich 7 ^^.
Jak zwykle bardzo proszę o komentarze. Zauważyłam ,że wchodzicie i czytacie ale nie komentujecie ;< 
Ja wiem pomyślicie sobie ,że znów żebrze o komentarze ale to naprawdę jest frustrujące ,że wchodzicie a nikt nie zostawi jednego małego komentarzyka bo po co?? A niech się Toto załamie!
Bardzo bardzo proszę komentujcie, to tylko chwila a dla mnie to wielka radocha :D 


Hwaiting!!! 

Toto-chan aka. komentarzowy żul :P 

niedziela, 22 września 2013

Strych i czerwone pudełko.

Przede mną stała Lisica
Nie, nie znaczy to ,że patrzyłam na rude zwierzątko futerkowe....
Lisicą nazywałam moją macochę... to chyba mówi dużo o jej charakterze...
-Czemu tak siedzisz?!-warknęła z pretensją- Już piąta! Przestań się obijać, masz dziś ważny występ! Musisz ciężko pracować by cokolwiek osiągnąć... Ładną buzią nie zarobisz na siebie...
Dalej jej nie słuchałam, codziennie ta sama śpiewka...
Skierowałam swój wzrok ponad jej ramię
Obserwowałam białe chmury sunące po niebie niczym baranki po zielonych pastwiskach.
Przypomniała mi się moja mama, nie Lisica tylko ta prawdziwa
Ta ,która z promiennym uśmiechem na twarzy zachęcała mnie do pierwszych kroków na parkiecie baletowym
Ona kupiła mi pierwszy trykot czy malutkie baletki do dziś leżące na strychu w czerwonym pudełeczku.
Nigdy  nie zmuszała mnie do tańca.
Ja to po prostu kochałam.
Lecz teraz nie miałam już do tego serca. Robiłam to tylko dlatego ,że w chwili gdy światło skierowane było na mnie i pierwsze takty melodii rozbrzmiewały na sali przypomniałam sobie właśnie Ją, zawsze promienną nie wymagającą, kochaną, zapomnianą.
Kiedy miałam osiem lat mama miała wypadek, wylądowała w szpitalu i już z niego nie wyszła...
Po roku mój ojciec ożenił się właśnie z Lisicą... A o mamie zapomniał, jakby zupełnie wymazał ją z pamięci.
Dla mnie był to szok... ale z czasem go zrozumiałam. Ludzie po prostu nie chcą pamiętać o smutnych rzeczach...
Kiedy miałam jedenaście lat obiecałam sobie ,że nie zapomnę. Nie zapomnę o żadnej krzywdzie która mnie spotkała, o żadnej łzie spływającej po moim policzku, o żadnym ,,nie daję rady". Ale obiecałam też ,że będę pamiętać każdą szczęśliwą chwilę mojego życia, każdą życzliwą osobę i każdy bezinteresowny uśmiech...
Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk.
-CZY TY MNIE W OGÓLE SŁUCHASZ?!- Zapewne gdyby wzrok mógł zabijać już padłabym nieżywa na ziemię.
-Nie- odpowiedziałam podnosząc się z fotela- Wybacz ale teraz muszę się przygotować do ważnego występu bo ładną buzią nic nie osiągnę, więc możesz wyjść z pokoju?? Denerwuję się przez ciebie a to źle wpływa na mój taniec- Rzuciłam jej lodowate spojrzenie i weszłam do pokoju.
Specjalnie dla niej przywdziewałam maskę wrednej suki ale sama się o to prosiła. W przelocie zobaczyłam ,że aż dostała drgawek ze złości.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zatrzasnęłam za sobą drzwi łazienki. Już jako dziecko jej nienawidziłam, jędza i tyle.
Zdawać się mogło ,że scenariusz jak z bajek Disney'a. Lecz niestety nie, nie czułam się księżniczka... chociaż muszę przyznać ,że czasem mam ochotę wsiąść do karocy z dyni i odjechać tam gdzie mnie oczy poniosą... Byle dalej niż tu gdzie jestem, że też nie mam wróżki ,która potrafiłaby coś takiego załatwić.
Weszłam pod prysznic. Strumień zimnej wody oblał moje ciało zmywając stres poranka.
Gdy spłukałam wszystkie mydliny, owinęłam się ręcznikiem i sięgnęłam po czarny trykot i rajstopy.;
Związałam lekko wilgotne włosy w staranny koczek i zeszłam do piwnicy by poćwiczyć...
Tylko w tym pomieszczeniu mogłam być sobą... Nikogo nie udawałam, po prostu oddawałam się cala muzyce i płynęłam.
Godziny niepostrzeżenie mijały aż w końcu nadszedł czas na próbę generalną w Wielkiej Sali...
Ojciec zawiózł mnie pod same drzwi teatru w ,którym miał odbyć się występ.
Charakteryzacja, kostium, ostatnie poprawki i byłam gotowa do wyjścia na scenę.
Kurtyna się rozsunęła ukazując moim oczom widownię... Orkiestra zaczęła grać a ja płynęłam w takt muzyki.




***

A więc mamy 2 rozdział ^^
Jak wrażenia?? Postanowiłam przybliżyć Wam postać główniej bohaterki... Co o niej sądzicie?
Sądzę ,że rozdział jest trochę dłuższy niż pozostałe i w sumie podoba mi się 
Miło ,że nie zapomnieliście o mnie przez tą dłuuugą przerwę i nadal widzę jakiś ruch na stronce (minimalny ale jest). Pamiętajcie, jeśli przeczytaliście to skomentujcie! Dla Was to nic parę sekund a dla mnie ogromna motywacja do pracy... 

Hwaiting!! 

Toto ^^





piątek, 14 czerwca 2013

*Prolog*



     Widziałam go,
      Biegł przez las, a jego oczy błyszczały w ciemności.
Łapy miękko stąpały po suchych liściach...
       Wilk.
       To dzikie, dostojne zwierzę zatrzymało się nagle i spojrzało na mnie. Oczami pełnymi jakiegoś tajemniczego, niezrozumiałego uczucia, za którym podświadomie tęskniłam.
       Wilk także tęsknił, wyrażał to całym sobą, swoja postawą, spojrzeniem, cichym warknięciem ,które z siebie wydał....
       Stałam jak wmurowana, bojąc się ,że każdy ruch- choćby najdrobniejszy -spłoszy władcę lasu i ten ucieknie, zostawiając mnie samą.
Tak bardzo bałam się samotności.
     Patrzyłam w jego pomarańczowo-złote oczy jak zahipnotyzowana. Każdy element jego ciała był niemal perfekcyjny. Wyraźnie zarysowane mięśnie, ukryte pod szaro-brązową sierścią. Łapy, muskularne ,a jednocześnie potrafiące delikatnie stąpać po ziemi. Czuły węch, szybkość....
      Jego oczy były jednak kwintesencją całego majestatu, jakie zwierze roztaczało wokół siebie.
      Byłam pod ogromnym wrażeniem.
Nie mam pojęcia ile czasu upłynęło, zdawało się ,że wieczność.
      Nagle wilk zerwał się do biegu, znikając w ciemnym lesie....
Po chwili ujrzałam go na wzgórzu i usłyszałam jego wycie,
     wycie pełne tęsknoty i smutku...
I czegoś jeszcze, ale nie byłam w stanie tego zidentyfikować.
      Wiem tylko ,że podzielałam jego uczucia...
Ostatni raz się odwrócił,
znów poczułam na sobie jego przenikliwy wzrok....
      Popatrzył przed siebie, i pobiegł znikając mi z oczu...
Zostawił mnie samą....

No i jestem z prologiem!!!!
Mam nadzieję ,że się Wam spodoba, bo tak troszkę się nad nim namęczyłam. 
A z tego oto miejsca chciałabym podziękować dwóm bardzo ważnym osobą z mojej klasy...
Te dwie dziewczyny ślęczały nad moimi wypocinami i sprawdzały przecinki, stylistykę i oczywiście ortografię!! 
Wiec dziewczyny BARDZO BARDZO BARDZO dziękuję <33333 
Pewnie gdyby nie wy ten blog ogóle by nie wypalił, albo byłby zupełnie do niczego więc KOCHAM WAS!!! 

A tak do innych to zachęcam do komentowania bo sami wiecie ,że to ogromna motywacja :P 


ILY 
Totomato